Wtedy warto przeprowadzić szczerą rozmowę o swoich uczuciach. Jeśli to nie pomoże, wyjściem może być kontakt z psychologiem lub wspólna terapia. Czasem samotność w małżeństwie da się pokonać, a związek zyskuje na sile. Innym razem okazuje się, że lepiej być samotnym w pojedynkę, niż męczyć się razem. Również mam
Podnosimy głos, nie kończymy rozmowy, wprowadzamy nerwową atmosferę, wzajemnie się oskarżamy, mamy ciągłe pretensje do współmałżonka. Nastają ciche dni, mijają kolejne tygodnie, miesiące, a nawet lata. Poczucie bezradności i bólu trwa... Brudne naczynia pozostawione w zlewie, papiery porozrzucane na stole prowadzą do sprzeczki. Do konfliktu prowadzi także nieuporządkowana hierarchia wartości. Dla mnie jest co innego ważne niż dla mojego męża. Mnie zależy na czymś odmiennym niż mojej żonie. Niezgodność opinii na jakiś temat przeradza się w sprzeczkę. Dochodzą przykre słowa, a podniesiony ton głosu wzmaga napięcie. Narastają negatywne emocje, dochodzą wątki poboczne merytorycznie niezwiązane z zasadniczą sprawą - i kłótnia gotowa. Na domiar złego, niezażegnany konflikt niejednokrotnie przeradza się w wojnę popartą wrogim nastawieniem, oziębłością, a nawet nienawiścią współmałżonków. Czy w takich sytuacjach możliwy jest małżeński kompromis? Czy skłóceni, emocjonalnie oddaleni małżonkowie mają szansę na naprawienie relacji? Jak najbardziej tak. Dialog małżeński - jakie to trudne Aby mogło nastać szczere pojednanie skłóconych partnerów, potrzebne są: czas, właściwy moment do rozmowy i odpowiednie miejsce. Gdy upłynie odpowiedni czas i opadną emocje, możemy obiektywnie ocenić zaistniałą sytuację. Wybierzmy dobry moment do rozmowy - gdy dzieci już zasną, gdy współmałżonek skończy oglądać mecz, a żona odłoży swoją książkę. Ustalmy dogodne miejsce do dialogu - może to być spacer lub wygodny fotel. Nie podejmujmy rozmów, gdy włączony jest telewizor czy komputer. Starajmy się skupić na sobie nawzajem. Koncentracja ułatwi poznanie argumentów, którymi kierował się mąż/żona. Miejmy na uwadze, że kobiety i mężczyźni mają inny sposób komunikacji. Nie łudźmy się, że nasz rozmówca domyśli się, o co nam tak naprawdę chodziło. Bądźmy otwarci na usłyszane słowa. Im wcześniej nauczymy się sztuki rozmowy i prowadzenia dialogu, tym łatwiej znajdziemy wspólne stanowisko w sprawach dotyczących naszego małżeństwa. Praca ta niekiedy trwa lata, ale warto, bo potem nie ma rzeczy niemożliwych do rozwiązania. Niejako nawykiem staje się mądre przeanalizowanie na wiele sposobów problemu, który staje przed nami. Musimy przegadać wszystkie trudne sprawy. Nauczmy się nie tylko mówić o swoich wątpliwościach, smutkach, ale też umiejmy słuchać drugą osobę, by lepiej zrozumieć konkretne zdarzenie. Nieumiejętność rozmowy jest konsekwencją awantur, ucieczek z domu i pozamałżeńskich romansów. Niedojrzałość emocjonalna partnerów prowadzi do rozpadu wielu związków. Św. Augustyn pisał: "miłość to wybór drogi miłości i wierność temu wyborowi". Paradoksem jest, że choć kłótnie ranią, to jednak wzmacniają więź między małżonkami. Po burzy zawsze wychodzi słońce. Konflikty umacniają naszą miłość, jeszcze bardziej doceniamy, jak bardzo jesteśmy sobie bliscy i dla siebie cenni. Dlaczego więc tak rzadko okazujemy sobie uczucia? Małżeństwo w codziennym użyciu Zabiegani, zapracowani zapominamy o miłych słowach, prostych gestach dobroci, liścikach miłosnych. A czasem tak niewiele potrzeba, by odświeżyć wzajemną więź, by druga osoba poczuła się adorowana i doceniona. Warto zainwestować we własne małżeństwo. I nie trzeba tu wielkich nakładów finansowych, liczy się inwencja i pomysł. Randka po 20 latach małżeństwa - jak najbardziej tak. Od czasu do czasu rozrywka kulturalna. Nie wstydźmy się chwycić swoją żonę/męża za rękę. Nie bądźmy jałowi w okazywaniu uczuć. Pocałunek z zaskoczenia, drobny gest, skromny upominek - czy tak wiele nas kosztują? Zaplanujmy spotkania tylko we dwoje, poczytajmy wspólnie ulubioną książkę, pooglądajmy stare zdjęcia, zatrzymajmy się na sobie. Nie rozmawiajmy o dzieciach, zapomnijmy o pracy, nie róbmy listy zakupów. Uchwyćmy coś niewidzialnego, by stało się namacalne. Narzeczeństwo - czas licznych pytajników Nieprawdą jest, że przed ołtarzem stajemy idealni, bez wad i różnic, które nagle pojawiają się po ślubie. Często słyszymy: mój mąż tak się zmienił po ślubie, albo: ona taka nie była przed małżeństwem. Nie był/nie była, bo albo tego nie zauważyliśmy, albo nie chcieliśmy widzieć, albo zamknąwszy się w świecie uniesień, radości, zakochania najzwyczajniej nie rozmawialiśmy o fundamentach naszego związku. I tu dotykamy istoty okresu narzeczeństwa. Ten magiczny czas można porównać do świata trzylatka - im więcej chcemy się dowiedzieć, tym o więcej musimy pytać. Bądźmy - jak dzieci - głodni wiedzy o przyszłym współtowarzyszu drogi. Niech narzeczeni nie boją się zadawać sobie trudnych, czasem krępujących, wstydliwych pytań. Wspólne życie to nie piękny wysprzątany świat, to czasem bardzo przyziemne rzeczy, które potrafią doprowadzić do frustracji a nawet depresji. W 2009 roku orzeczono ponad 65 tysięcy rozwodów, gdzie jedną z głównych przyczyn była niezgodność charakterów. Można przypuszczać, że w związkach tych nie było ognia pytań, małżonkowie nie zgłębiali wiedzy o partnerze. Miłości nie można pozostawić samej sobie. Nie bez przyczyny miłość porównywana jest do pięknego kwiatu, o który trzeba dbać, troszczyć się, pielęgnować. Nie tylko do ślubu, nie tylko w dniu ślubu czy w trakcie miesiąca miodowego, ale przez całe życie. Osoby, które chcą złożyć sobie przysięgę przed Bogiem, powinny zweryfikować wcześniej, czy naprawdę się znają, czy budują swój związek na trwałym fundamencie, czy więzi, jakie zrodziły się między nimi, przetrwają na zawsze. Ten wspólny dar, jakim mogą siebie obdarzyć małżonkowie, niesie niezrównane bogactwo. Umacnia związek, buduje dojrzałość i współodpowiedzialność za rodzinę. Co Bóg złączył... Małżeństwo sakramentalne to stała obecność Chrystusa wśród małżonków. Jeżeli decydujemy się na małżeństwo, poszukujemy towarzysza na dobre i złe. Podając sobie dłonie w duchu miłości, przyrzekamy wspólną wędrówkę przez całe życie. W sakramentalnym małżeństwie od ołtarza odchodzi nas troje: mąż, żona i wśród nich na całe życie Chrystus. W przysiędze sakramentalnego małżeństwa wypowiadamy niezwykle doniosłe słowa: "Ślubuję ci miłość, wierność, uczciwość oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Bóg". To jest program naszego wspólnego życia i żadna siła tego nie rozerwie. Małżeństwa nie zawieramy na chwilę i nie kończymy, gdy dzieje się coś niedobrego. Rodzina musi mieć kręgosłup, musi mieć trwałe fundamenty. Jeżeli zawieramy Sakrament Małżeństwa, nie możemy kierować tzw. ceremonią, czy opinią publiczną. Dwoje ludzi - mąż i żona muszą na co dzień żyć Ewangelią, czerpać z tego wiecznie żywego źródła, by sami mogli być wsparciem i siłą dla dzieci, także dla dalszych członków rodziny. Życie nie jest snem albo marzeniem - tu potrzeba wiele wytrwałości, pokory, kompromisu i modlitwy! Droga do porozumienia Jan Paweł II mówił: "Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje "Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych". Żyjemy szybciej i intensywniej niż pokolenie wcześniej, ale to nie usprawiedliwia naszego egoizmu i braku chęci do dbania o współmałżonka. Kiedy ostatni raz dowiedzieliśmy się czegoś nowego o sobie nawzajem? Czy rozmawiamy o swoich codziennych uczuciach? Przecież w małżeństwie niejako rezygnujemy z własnego ja, ale po to, by zdobyć nasze wspólne my. Znane powszechnie powiedzenie: małżeństwo to wieczny kompromis, niech nabierze mocy działania. W pierwszej kolejności należy uporządkować teren własnego ja. Jeżeli sami nie będziemy stawiali sobie wymagań i nie będziemy ich konsekwentnie realizować, nie oczekujmy zmian u współmałżonka. Jeżeli sami nie podejmiemy wysiłku pracy nad tym, co w nas słabe, czego się boimy i stale ukrywamy głęboko w środku, nie damy rady w chwilach, gdy nasze małżeństwo będzie potrzebowało podjęcia dojrzałych, mądrych wyzwań. Kompromis to partnerstwo, oparte na wolności, na szacunku drugiej osoby. Wspólne życie to zaspokajanie nie własnych, ale jej/jego potrzeb. To szczęście żony/męża jest dla nas najważniejsze. To dla współmałżonka jesteśmy wsparciem, jesteśmy plecami, o które zawsze można się oprzeć, gdy jest ciężko i nabrać sił, by dalej kroczyć szlakiem życia, którego szczytem jest wspólne zbawienie. *Beata Pisarczyk - pracownik administracji samorządowej w Urzędzie Miejskim w Dąbrowie GórniczejSeparacja – skutki prawne. Separacja w rozumieniu prawa jest orzeczeniem ustania wspólnoty małżeńskiej. Pozostając w separacji nie mamy więc prawa do dziedziczenia. Rozdzielność majątkowa powstająca wskutek separacji obliguje małżonków do podziału majątku. Zupełnie jak przy rozwodzie. Pan Bóg daje nam w Piśmie św. wielokrotnie (albo lepiej powiedzieć nieustannie) różnymi słowami i obrazami receptę na udane życie, w tym na życie małżeńskie – receptę niezawodną, bo Bożą. Zależy Mu na naszym szczęściu; często bardziej niż nam samym. W Ewangelii według św. Mateusza Pan Jezus mówi: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku” (7,24-26). Zrozumiałe są te słowa. Dom naszego życia, również małżeńskiego, musimy budować na Chrystusie, na Jego nauce, na sakramentach, przez które działa. Pan Jezus nie mówi, że On sam zbuduje ten dom. To nasze zadanie. Nie wykona pracy za nas, ale teraz wiemy, jak budować, a On nie odmówi nam swojej pomocy. Słuszność tej recepty potwierdzają nawet badania socjologiczne. Cytowaliśmy je już kilkakrotnie. Wniosek z nich jest następujący: udane są te małżeństwa, które poważnie traktują Pana Boga. Dlaczego tak się dzieje? Bo Bóg jest miłością i źródłem małżeńskiej miłości. Trzeba żyć blisko tego źródła, aby móc z niego stale czerpać. Współpracować z łaską Jedna z naszych Czytelniczek napisała do redakcji bardzo gorzki list. Oto jego fragment: „Piszecie o miłości, o różnych doświadczeniach młodych ludzi w tym zakresie i o współżyciu seksualnym. Skończyłam niedawno 50 lat i mam za sobą 29 lat stażu małżeńskiego, czyli uświęconej ślubem kościelnym miłości małżeńskiej. Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że takie małżeństwo zapewnia autentyczną miłość. Przysięga małżeńska to jedno, a życie to zupełnie co innego. Wszystko wygląda pięknie w marzeniach przedślubnych czy książkach. Po ślubie miłość gdzieś znika, a pozostaje wykorzystanie seksualne żony przez dominującego w związku męża. Zanika bliskość uczuciowa, a żona staje się przedmiotem kupionym w sakramencie małżeństwa. Rola jej polega na wychowywaniu dzieci, prowadzeniu domu, zaspokajaniu seksualnym męża oraz pracy zarobkowej. Na obronę swoich »praw« mężczyźni mają niestety sakrament małżeństwa. Piszę to z wielką odpowiedzialnością za słowa, które wynikają nie tylko z moich osobistych doświadczeń, ale są zbieżne z większością zachowań innych znanych mi małżeństw. Nie chcę opisywać tych koszmarów, które są wynikiem »uświęconej« w Kościele miłości. Ciągle wini się kobietę za wszystko, w tym za aborcję, a mężczyźni to święci i nie mają z tym nic wspólnego”. List porusza kilka ważnych problemów wymagających omówienia. Chciałbym skupić się tylko na jednym z nich. Czytelniczka boryka się (jak wielu dzisiaj) ze zwątpieniem w wartość sakramentu małżeństwa. Małżeństwo zostało przecież zaplanowane przez Boga jako wspólnota miłości, a więc w konsekwencji źródło szczęścia dla małżonków. Dlaczego więc się zdarza, że staje się źródłem pomniejszenia, cierpienia, upokorzenia? Czy Pan Bóg się pomylił? Coś źle zaplanował?… Pan Bóg się nie myli i nie zawodzi. Zawodzi natomiast człowiek. Niestety, niektórzy – wbrew woli Boga – budują sobie sami przedsionek piekła, tam gdzie mogliby zbudować przedsionek nieba. List jest dobrą ilustracją początku rozdziału Katechizmu Kościoła Katolickiego dotyczącego sakramentu małżeństwa: „Każdy człowiek doświadcza zła wokół siebie i w sobie. Doświadczenie to dotyczy również relacji między mężczyzną a kobietą. Od najdawniejszych czasów ich związek był zagrożony niezgodą, duchem panowania, niewiernością, zazdrością i konfliktami…” (KKK, 1606). I dalej: „…ten nieporządek, którego boleśnie doświadczamy, nie wynika z natur mężczyzny i kobiety ani z natury ich relacji, ale z grzechu” (1607). Mowa jest tutaj o grzechu pierworodnym. Zniszczył on pierwotną doskonałą relację mężczyzny i kobiety, co opisuje Księga Rodzaju (3,12). Czy w związku z tym relacje małżeńskie są skazane na niepowodzenie? Bynajmniej: „Aby leczyć rany spowodowane przez grzech, mężczyzna i kobieta potrzebują pomocy łaski, której Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu nigdy im nie odmawiał. Bez tej pomocy mężczyzna i kobieta nie mogliby urzeczywistnić wzajemnej jedności życia, dla której Bóg stworzył ich »na początku«” (KKK, 1608). Pan Bóg nigdy nie odmawia nam swoich łask. Udziela ich głównie przez sakramenty. Sakrament małżeństwa został ustanowiony, aby udoskonalić małżeńską miłość i umocnić jedność. „Łaska sakramentu udoskonala zatem ludzką miłość małżonków, wzmacnia ich nierozerwalną jedność i uświęca ich na drodze do życia wiecznego” (KKK, 1661). „W małżeństwie chrześcijańskim małżonkowie zostają (…) przez specjalny sakrament wzmocnieni i jakby konsekrowani do obowiązków swego stanu i godności” (KKK, 1638). Innymi słowy, właśnie po to jest sakrament małżeństwa, aby „po ślubie miłość gdzieś nie znikła”, „aby nie było wykorzystania seksualnego żony przez dominującego w związku męża”, aby żona nie była traktowana jak „przedmiot” i aby nie było tym podobnych „koszmarów”. Tak się dzieje w wielu małżeństwach. Dlaczego? Dlatego, że zabrakło współpracy z łaską sakramentu. Ojciec Święty, bł. Jan Paweł II, tak mówił: „Na skutek grzechu pierworodnego ludzie żyją w stanie dziedzicznej grzeszności i łatwo schodzą na drogę grzechów osobistych, jeżeli nie współpracują z łaską ofiarowaną ludzkości przez Boga za sprawą odkupienia, dokonanego przez Chrystusa” (Rzym, Oczywiście! Z łaską trzeba współpracować i muszą to czynić oboje małżonkowie. Nie wystarczy stanąć przed kapłanem i wypowiedzieć sakramentalne: „…biorę ciebie za żonę (męża) i ślubuję ci miłość…”, a wszystko będzie się odtąd układało jak w życzeniach gości weselnych. Pan Bóg nie czyni nic za nas, natomiast wspiera każdy nasz dobry wysiłek. Jego wsparcie jest konieczne. Bez Niego niewiele możemy. Wspólnota miłości Miłowanie jest podstawowym i wrodzonym powołaniem człowieka. Dlaczego? Dlatego, że każdy człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga, który sam jest miłością. Jesteśmy szczęśliwi tylko w takim stopniu, w jakim realizujemy to powołanie. Ojciec Święty Jan Paweł II stwierdził jeszcze dobitniej: „…człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości” (Sandomierz, Człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości! A cóż dopiero powiemy na słowa św. Jana: „…kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci” (1 J 3,14). Na czym polega ta „prawdziwa miłość”? Jak ją zdobyć, skoro od niej zależy moje szczęście i skoro bez niej nie można żyć? Miłuję albo trwam w śmierci? Poświęcamy tym pytaniom, jakże ważnym, bardzo mało poważnej refleksji. Nawiasem mówiąc, wydaje się, że współczesny człowiek swoją pracę uważa za jedyne poważne zajęcie. Po pracy zaś poszukuje rozrywki. I w tym rytmie spędza swój czas. Refleksja nad najważniejszymi sprawami jego egzystencji (nie tylko odpowiedzią na powyższe pytania) stoi niestety poza tym rytmem. Pragnie miłości i szczęścia, ale nie zastanawia się, jak je zdobyć. Mało interesuje się tym, jaki jest i jaki mógłby być. Bardziej interesuje go, ile i co ma oraz ile i co mógłby mieć. Mniej poszukuje prawdy o sobie i swoim życiu, a intensywnie poszukuje prawdy o rzeczach. Zawsze gotów doskonalić rzeczy, niechętnie doskonali siebie… Wszystko to znajduje odbicie w jakości życia. Coraz więcej mamy, ale posiadanie wcale nie jest gwarancją szczęścia. Szczęście pochodzi skądinąd. Miłość między kobietą i mężczyzną jest specyficzną formą miłości. Bóg stworzył w nich fundament do najbardziej zażyłego, najbardziej intymnego ze wszystkich ziemskich związków. Są dwoma uzupełniającymi się typami osób. Różnią się fizycznie, psychicznie i duchowo w taki sposób, że w zlaniu się tych uzupełniających się cech znajdują swoją pełnię. Pragną tej pełni. Ogólnie rzecz biorąc, kobieta jest atrakcyjna dla mężczyzny (i odwrotnie) nie tylko na płaszczyźnie fizycznej, ale także psychicznej i duchowej. Jak powstaje owa „prawdziwa miłość”, która „…cierpliwa jest, łaskawa… nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego…” (1 Kor 13,4-6) itd.? Jest przede wszystkim reakcją na wartości, które druga osoba nosi w sobie: dobroć, łagodność, opanowanie, czystość, hojność, pracowitość, wiarę itp. Jest zachwytem nad pięknem osoby, a jest ona piękna przez te właśnie wartości. Jeżeli ów zachwyt dotyczy głównie piękna fizycznego, miłość będzie płytka. Każdy człowiek jest niepowtarzalny. Stwórca się nie powtarza. Indywidualny urok i wewnętrzne piękno jednej osoby dotyka drugą osobę, która zaczyna miłować. Wyświechtane nieco powiedzenie „jesteśmy dla siebie stworzeni” może być bardzo autentycznie przeżywane. Powinno nawet być przeżywane. Trzeba odnaleźć tę osobę, którą Bóg dla mnie stworzył i przeznaczył, a mnie – dla niej, i zostać przez nią odnalezionym. Albo mówiąc inaczej: muszę odnaleźć tę osobę, z którą uzupełniam się jak z żadną inną (co bynajmniej nie oznacza różnic charakterów, temperamentów, zainteresowań itp.). Najlepszym motywem zawarcia małżeństwa jest miłość, wypływająca z przekonania, że zawieram związek małżeński z kimś, kogo Bóg mi przeznaczył, i że ja jestem kimś, kogo Bóg przeznaczył dla niej. Autentyzm takiej miłości należy sprawdzić przez refleksję i namysł. Tylko w takim zaplanowanym przez Boga związku małżonkowie będą czuli się na swoim miejscu. Tylko taki związek ustanawia więź bliskości, czułości i głębi, której nie da się osiągnąć z żadną inną osobą. Sama miłość czyni małżeństwo pożądanym, ale nie ustanawia związku. Wspólnota miłości kobiety i mężczyzny staje się obiektywną rzeczywistością w chwili zawarcia sakramentu małżeństwa. Po okresie namysłu, rozeznania i przygotowania narzeczeni decydują się na oddanie się sobie w sposób ostateczny, nieodwołalny i całkowity, biorąc za świadków szczerości tej decyzji Boga, przedstawiciela Kościoła i reprezentantów wspólnoty, w której żyją. Nie jest to decyzja podjęta pod wpływem chwili, nagłego przypływu uczuć itp., ale rozumne postanowienie. Tę decyzję dopełniają małżonkowie przez najbardziej intymne, fizyczne zjednoczenie. Jedność dusz i serc zostaje potwierdzona i dopełniona w jedności ciał. Związek małżeński rozpoczyna się w chwili złożenia przysięgi wyrażającej nieodwołalną decyzję miłowania współmałżonka. Powie ktoś, że uczuć nie można obiecać. Uczucia przychodzą, odchodzą, zmieniają się… Słusznie! Ale miłość to nie tylko emocje – miłość jest troską o dobro współmałżonka i o wspólne dobro. Przysięga małżeńska zaś jest zobowiązaniem do chronienia i pielęgnowania tej miłości, którą małżonkowie żywią do siebie. Mogą ją pielęgnować, ponieważ to zależy od ich woli. Zagrożenia miłości Miłość – jak każda wielka wartość – narażona jest na niebezpieczeństwo utraty. Prowadzi to do rozwodu albo degeneruje małżeństwo do jakiegoś towarzyskiego układu, w którym małżonkowie świadczą sobie wzajemnie tylko pewne usługi. Żona może być nawet traktowana jak służąca i kurtyzana, w zamian za status małżeński oraz większe lub mniejsze kieszonkowe, mąż zaś jak „wół roboczy”, pracujący, aby zaspokoić zachcianki żony, w zamian za jej usługi seksualne itp. Co gorsza jeszcze, dzieje się to pod szyldem sakramentalnego małżeństwa. Motywacje do trwania w związku małżeńskim bywają bardzo różne. Nawet tzw. dobre małżeństwa mogą kierować się pobudkami nie mającymi z miłością wiele wspólnego. Pan Bóg pragnie dla nas wielkich rzeczy. Dodatkowo jeszcze gotów nam pomóc w osiągnięciu owych wielkich rzeczy. Czy jednak sami małżonkowie ich pragną? Jakie są największe zagrożenia dla miłości małżeńskiej? Dosyć powszechnie występującym jest brak świadomości, że miłość jest zadaniem, i to zadaniem całego życia. Ślub nie oznacza końca drogi, przybicia do jakiegoś portu przeznaczenia. Jest to koniec pewnego etapu życia, a początek nowego. Nie można pozostać biernym. Różnice charakterów, wady, słabości, trudności materialne, obowiązki rodzicielskie – wszystko to wymaga stałej walki z własnym egoizmem i rozwijania wszystkiego, co wspólnotę małżeńską konsoliduje: cierpliwości, wyrozumiałości, przebaczenia, zaufania itp. Ilu młodych małżonków zadaje sobie poważnie pytania: „Co sprzyja naszej jedności?”, „Co mogę zrobić w tej kwestii?”, „Jakie cechy mojego charakteru budują wspólnotę małżeńską, a jakie ją osłabiają?”. Dość powszechnie uważa się jedynie – zgodnie z dogmatami popkultury – że współżycie seksualne sprzyja miłości. Niekoniecznie! Współżycie może budować, ale może także niszczyć związek małżeński, jak się to stało w przypadku naszej Czytelniczki. Buduje, jeżeli wypływa z prawdziwej miłości i podporządkowuje się zasadom etycznym, niszczy – kiedy tego nie czyni. Miłość wymaga przede wszystkim pracy nad sobą (praca nad urządzaniem się jest ważna, ale nie najważniejsza). W pracy nad sobą najbardziej pomaga sakrament pokuty. Po relacji z Bogiem relacja z małżonkiem powinna być pierwszym przedmiotem rachunku sumienia. A więc należy zadać sobie pytanie o to, jaka jest ta relacja, czym zgrzeszyłem(-am) przeciwko miłości małżeńskiej, nad jaką swoją wadą powinienem(-nnam) popracować szczególnie itp. Robić rachunek sumienia należy za siebie, a nie za współmałżonka. Spowiedź jest najskuteczniejszym środkiem w przezwyciężaniu wad. Jakże mógłby ktoś, kto regularnie się spowiada i poważnie traktuje spowiedź (czego wyrazem są konkretne postanowienia poprawy), traktować równocześnie współmałżonka jak „przedmiot kupiony w sakramencie małżeństwa”? Innym zagrożeniem miłości małżeńskiej jest brak świadomości, że: „…miłość jest z Boga…” (1 J 4,7). Trwanie w grzechu oznacza, że małżonkowie zamykają się na Boga, który jest miłością. Zamykają się na Miłość i nie czerpią ze Źródła Miłości, a więc grzech jest największym zagrożeniem miłości małżeńskiej. Zwróćmy uwagę, że trwanie w grzechu może być skutkiem słabej wiary, osłabionej przez zaniedbanie jej pielęgnowania. Wiara – podobnie jak miłość i jak każda inna wielka wartość – wymaga pielęgnowania. Także wiara może się zdegenerować, na przykład do jakiejś deklaracji, że Pan Bóg istnieje, składanej lub nie w zależności od okoliczności. Boga trzeba poszukiwać, w codziennej modlitwie nawiązywać z Nim osobistą relację, a to wymaga trudu serca. Wiara nie będzie się rozwijać bez systematycznej modlitwy, korzystania z sakramentów, lektury Pisma św. Wiara to dążenie do poznania Chrystusa, do spotkania Chrystusa, wysiłek życia dla Niego i według Jego nauki. Wiara przemienia miłość. Związek ludzi żyjących żywą wiarą i związek ludzi niewierzących lub słabo wierzących dzieli przepaść. Dopóki nie dostrzeżemy samego siebie i drugiej osoby, jako stworzonej na obraz Boga, mającej duszę nieśmiertelną i zmierzającej do życia wiecznego, nie pojmiemy prawdziwej godności i wielkości człowieka. Taka świadomość nadaje miłości nową głębię i nową perspektywę. Teraz kocha się współmałżonka nie ze względu na jakieś egoistyczne motywy, ale ze względu na Boga i Jego przykazania. W przenikniętej wiarą miłości pragnienie dobra współmałżonka zostaje rozciągnięte na jego wieczne zbawienie. Jego i swoje. Współpraca w zdobyciu życia wiecznego staje się wtedy centrum miłości małżeńskiej. Święty Jan Chryzostom tak opisuje tę miłość: „Wziąłem cię w swoje ramiona i kocham bardziej niż moje życie. Albowiem życie obecne jest niczym, a moim najgorętszym pragnieniem jest przeżyć je z tobą w taki sposób, abyśmy mieli pewność, że nie będziemy rozdzieleni i w tym życiu, które jest dla nas przygotowane…”. Jaki szacunek musi przenikać miłość małżeńską, kiedy małżonkowie świadomie zmierzają do wieczności. Czy mógłby małżonek rzeczywiście wierzący w życie wieczne i uprzedzający je Sąd „wykorzystywać seksualnie żonę”? Czy mógłby uczynić jej życie „koszmarem”? Czy mógłby traktować przysięgę małżeńską złożoną Bogu na zasadzie: „przysięga to jedno, a życie to zupełnie coś innego”? Kilka praktycznych zasad postępowania List naszej Czytelniczki jest przestrogą dla przygotowujących się do małżeństwa. Co zrobić, żeby moje małżeństwo było udane? Czy można uchronić się od nieszczęśliwego związku małżeńskiego? Zawieranie małżeństwa w czerwcu lub sierpniu niczego nie gwarantuje. Ani obrzucanie nowożeńców ryżem, jednogroszówkami czy inne zabobonne praktyki (obawiam się, że podobnie traktuje się czasami także „ślub kościelny”). Wiara w zabobony nie przystoi uczniom Chrystusa. A oto kilka podstawowych zasad, od których przemyślenia i zastosowania wiele może zależeć: Pielęgnować swoją wiarę i w wierze doskonalić siebie. Im lepsi jesteśmy, tym pełniej potrafimy kochać i tym bardziej też jesteśmy kochani. Podobamy się nie tylko Bogu (i to powinien być pierwszy cel naszego dążenia do doskonałości), ale i ludziom. Zadać sobie pytanie, czy mężczyzna (kobieta), który(-a) ma być moim mężem (moją żoną), jest rzeczywiście człowiekiem wierzącym? To pytanie do siebie, a nie do niego (do niej). Łatwo dostrzec, czy wiara jest żywa czy pozostaje tylko deklaracją. Zwłaszcza modlitwa świadczy o żywej wierze. Jeżeli ktoś szczerze się modli, chodzi z pewnością do spowiedzi i pracuje nad sobą. Zachowywać bezkompromisowo czystość przedmałżeńską. Postępowanie mężczyzny (kobiety) w tym obszarze jest wyraźnym wskaźnikiem, jaki (jaka) jest oraz czy wierzy i rzeczywiście kocha. Miłość „…nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego…” (1 Kor 13,5). Namowy, natarczywość, szantaże ze strony mężczyzny świadczą o tym, że mamy do czynienia z człowiekiem nieopanowanym, albo nawet uzależnionym seksualnie. To zły kandydat na męża. Istnieje ryzyko, że będzie „wykorzystywał seksualnie żonę”. Tam, gdzie pożądanie zniewala człowieka, nie ma szans na prawdziwą miłość. Złą kandydatką na żonę jest kobieta lekko traktująca czystość przedmałżeńską. Traktuje zapewne lekko nauczanie Chrystusa w innych kwestiach, w najlepszym przypadku jest słabo wierząca i wątpliwe, czy będzie chciała budować życie małżeńskie „na skale”. Stale modlić się o dobrego męża (żonę), pamiętając, że nie zwalnia to od własnego myślenia i oceny. Pierwszy mężczyzna (kobieta), który(-a) wzbudza głębsze uczucia i pragnienie wspólnego życia, nie musi być akurat tym (tą) przeznaczonym(-ną) mi przez Boga. A co robić, jeżeli już ktoś żyje w nieudanym związku małżeńskim? Przede wszystkim nigdy nie tracić nadziei na zmianę, zabiegać o nią, ufnie i wytrwale prosząc Boga o pomoc. Dla Niego przecież nie ma nic niemożliwego. Podobne treści znajdziesz w naszym sklepie: 11. Unikacie rozmów o problemach. 12. Twoi bliscy nie lubią twojego męża. 13. Twój mąż ciągle wzbudza w tobie poczucie winy. Nie ma idealnych związków, ale jeśli dostrzegasz przynajmniej dwa z opisanych wyżej symptomów w swoim małżeństwie, oznacza to, że masz toksycznego męża, który wysysa z ciebie energię i radość niczym Data utworzenia: 22 października 2014, 21:45. Ostatnie miesiące są bardzo łaskawe dla Ilony Felicjańskiej (41 l.). Modelka poprawia swój wizerunek nadszarpnięty pijackim rajdem, zdobywa nowe zlecenia i odzyskuje sympatię fanów. Niestety wciąż zmaga się z demonami przeszłości. Jak donoszą jej znajomi, ma spore długi! SAMOCHOD ROKU PLAYBOY Foto: Aleksander Majdański / Według informacji, do których dotarł Fakt, zaległości Felicjańskiej wynoszą obecnie ok. 400 tys. złotych! – „Ona jest w pułapce długów. Prawie wszystko co zarobi, oddaje bankowi, a wtedy nie ma za co żyć” – zdradza nam osoba z otoczenia gwiazdy. – „Musi jednak walczyć o kolejne zlecenia, stąd ciągle przypomina o sobie, pojawiając się na salonach. Jak sama mówi, nie stać jej na „skromne życie” – dodaje nasz informator. Sama modelka zapewnia, że te ogromne zaległości to pozostałość po nieudanym małżeństwie z Andrzej Rybkowskim (58 l.). – „Mam dużo długów do spłacenia po byłym mężu. To, co zarobiłam, nie pozwoliło mi wyjść na prostą” – sama przyznała niedawno w „Twoim Imperium”. Cóż, spowodowanie słynnego już wypadku pod wpływem alkoholu w lutym 2010 r., ucieczka z miejsca zdarzenia, a w końcu publiczne przyznanie się do alkoholizmu nie przysporzyły jej popularności. Środowiskowa banicja trwała długo. Ale wydaje się, że Felicjańska powoli odzyskuje zaufanie. Niedawno firma produkująca bieliznę zaangażowała ją nawet do reklamy. Jednak spłacić 400 tys. zł na pewno nie będzie jej łatwo... Zobacz także Felicjańska woli jeść niż pić: /9 Ilona Felicjańska Aleksander Majdański / Nie tak dawno nikt nie chciał się z nią nawet przywitać. /9 Ilona Felicjańska Aleksander Majdański / Felicjańska powoli odbudowuje swoją pozycję. /9 Ilona Felicjańska Michał Pieściuk / Znów zaczęła dostawać zlecenia. /9 Ilona Felicjańska Michał Pieściuk / Znajomi z bankietów też przestali odwracać wzrok na jej widok. /9 Ilona Felicjańska Kapif Niestety gwiazda wciąż ma do spłacenia długi. /9 Ilona Felicjańska Andrzej Marchwiński / Odkryliśmy, że jest zadłużona na około 400 tysięcy złotych. /9 Ilona Felicjańska Aleksander Majdański / Czy uda jej się spłacić? /9 Ilona Felicjańska i Andrzej Rybkowski Kapif Felicjańska winą za długi obarcza byłego męża, Andrzeja Rybkowskiego. /9 Ilona Felicjańska Michał Pieściuk / Ilona jest bardzo wytrwała, więc ma szansę na powodzenie! Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: